W małych miejscowościach, gdzie ulice są wąskie i pełno ludzi na chodnikach moim zdaniem należą się fotoradary. Pochodzę z niewielkiej miejscowości i to co się czasem działo na drodze było makabrą. Na wąskiej szosie między domami, gdzie notabene powinno się jeździć 40km/h ciężarówki pruły 90. Czasem z nienacka wyrastał dom za zakrętem i kierowca Tira załapywał się na kolację do miejsowych. Od razu trafiał do kuchni
![Kwadratowy :]](./images/smilies/splash.gif)
O osobówkach, które obijały się o barierki i domy nie wspomnę. Postawią fotoradar, postawią znak żeby zwolnić (przecież zwykłe ograniczenie prędkości to dla wielu żaden nakaz) i efekt osiągnięty. Jest bezpieczniej.
Stawiając fotoradar w miejscowości nie zaostrza się ograniczenia prędkości. Ono nadal jest takie samo, więc nie wiem o co pretensje. Każdy kierowca wie ile jest dozwolone. Do tego te aparaty mają jakąś tolerancję i spokojnie można o dychę szybciej jechać.
Mnie wkurzają jednak przenośne fotoradary ustawione w specyficznych miejscach, gdzie chwilowo postawiono znak ograniczenia prędkości. Parę razy spotkałem się z aparatami na odcinkach autostrady/szosy, gdzie przez jakiś czas temu zakończono roboty drogowe, ale znaki ograniczenia jeszcze pozostały... Jak się łatwo domyśleć - codziennie stoi tam aparacik i prawie każdemu strzela fotkę. Tu już wkracza element ludzki - taki stażnik miejski ustawia sobie fotoradar często w bezmyślnych miejscach. Tzn. takich, które są jemu na rękę i nijak się mają do bezpieczeństwa pieszych/kierowców. Ot, choćby zaraz za znakiem ograniczenia prędkości. O ile wiem powinien być jakiś odstęp - 150m o ile się nie mylę. A bywało i sporo mniej
