Witam!
W zasadzie już chyba podjąłem decyzję, ale jeszcze chcę się upewnić i zapytać, czy jest sens walczyć o odszkodowanie jakieś. Otóż jechałem sobie elegancko, przepisowo po osiedlu i nagle BUM!! Opona strzeliła. Wysiadam i zmieniam koło. Kolega pokazał mi studzienkę (hydrant czy coś?

)
bez osłony i 2. wystające wielkie pręty. Opona ma dziurę z boku, że można palca włożyć, felga uszkodzony rant, jak na foto. Nie wiem, co będzie z nią trzeba robić, prostować, czy nie, pojęcia nie mam.
Zadzwoniłem na policję (po 2 godzinach oczywiście przyjechali

).
Pan sierżant mi powiedział, że wszystko spoko, zapisze to, zanotuje, ale czy jest sens się z tym bujać, muszę się dowiedzieć, czyje to jest, złożyć pozew w sądzie, udowodnić, że to to miejsce akurat, czekać ze 2-3 lata na rozprawę, a właściciel tej dziury pewnie ma prawników odpowiednich etc. więc bym się zastanowił, czy jest sens w to się bawić.
Opona właściwie i tak do wyrzucenia (czyt. upalenia

) i w zasadzie się zastanawiam, czy panowie policjanci nie dadzą mi mandatu za prawie brak bieżnika

, ale felgi chętnie bym sprzedał, bo na zimę mam ori stalówki
Chciałbym zapytać Was, może ktoś już miał podobny incydent, co robić, ile mogę na tym zyskać, a ile stracić?
W zasadzie myślę o tym, by olać to, bo jak mam 3 lata się z tym bujać o 50zł, to chyba szkoda zachodu. Chyba, żeby zadzwonić do właściciela tego ustrojstwa i powiedzieć "Panie, dajesz pan 50zł, ja nie wnoszę nic do sądu i dowidzenia", chociaż pewnie by mnie spławił
Tak więc, co radzicie?
PS. Dobrze, że to się nie stało na nowych kółkach, które już czekają
