Witam Was.
Mam taki problem. Razem z kolegami, dorobiliśmy sobie jeżdżąc smartami po wawie jako jeżdżąca reklama. Była to umowa-zlecenie, wszystkie nipy itd. dane pozbierali, w umowie jasno napisane, że tyle, a tyle na ubezpieczenie ma iść itd. i nam niby po 160ziko około na głowę przypada.
Wcześniej nie było problemu, płacili swoim kierowcom. Sprawa się pokomplikowała, gdy akurat my poszliśmy do roboty. Było zamieszanie z autami, jedni dostali je drugiego dnia, a goście z firmy nie chcieli złożyć podpisu pod umową. Ale płacili zawsze, kolega sugerował, żeby się nie martwić, że nie ma podpisów na naszym egzemplarzu umowy, bo oni swoją podpiszą i będzie okay tam u siebie, jak się im je zawiezie.
Fakt, że daliśmy ciała, nie upominając się o swoją podpisaną kopię umowy- nie ma wątpliwości
Ale teraz pytanie, czy da się od nich jakoś te pieniążki uzyskać?
Pomyślałem tak: jeśli nie zapłacili nam, to nie mieliby z czego odkładać na ubezpieczenie. Czyli nie byliśmy wtedy ubezpieczeni? Co wtedy, gdyby się komuś coś stało? To jakieś tam łamanie przepisów na pewno było. Jeśli jednak rozliczyli się z w jakiś sposób z ZUSem itd. to znaczy, że jednak tam dla nich pracowaliśmy, a jeśli tak to powinni mieć dowody wpłaty, że i nam wypłacili.
Dobrze kombinuję? Można ich w taki sposób straszyć sądem? Można jakoś dopaść tych złodziei, czy nie?
Robotka była jakoś październiku, do dziś ziko na koncie nie ma.
Dodam tylko, że było nas tam wielu, wtedy jeździło około 30 osób- nikt nie dostał kasy za to.
Do tego mam jedynie podpisany "odbiór auta" bo protokół odebrania auta z datą oraz rozpiska w tym czasie gdzie mieliśmy jeździć. Facet też podpisał tylko swój... ale przecież nie wynajmowałem prywatnie w tej firmie niczego, tylko ta firma reklamowa, więc firma, która wynajmowała auta, nie będzie miała moich papierków, że brałem auta, tylko tej firmy od reklamy.
Jakieś inne pomysły? Czy dać sobie spokój z tymi 160ziko?