Zawodowym kierowcą nigdy nie byłem i mam nadzieję że nie będę. Znam za to wielu i jak robię im usługi w domu to można trochę pogadać, popatrzeć jak żyją itp. W mojej okolicy to wygląda to mniej więcej tak:
Podstawa minimalna krajowa + reszta pod stołem. Nie wiem ile zarabiają ale jak wystawiam rachunki po kilkaset zł za naprawę kompa to dla niektórych jest to wyraźnie dużo więc raczej nieliczni mają te 5 tysi do łapy... Kumpel zrobił podobnie jak Ty. C+E i uprawnienia. Myślał, że Pana Boga za nogi złapał. W ciągu roku chyba ze 4 firmy obskoczył, w każdej go mniej lub bardziej dymali. Oszczędności na serwisie aut są na prawdę daleko posunięte i mało fajne jest jeżdżenie gratem. Te w transporcie międzynarodowym są w lepszym stanie, bo awaria we Francji kosztuje, ale to też różnie. Standardem jest przykaz żeby parkować na niestrzeżonych parkingach ale oczywiście odpowiadasz za towar i paliwo (często nie ma ubezpieczenia a wisi wielka plomba LG). Szef ma Cię łato obciążyć bo w umowie masz 1400 zł, odcinał będzie z tego co na lewo. Samo życie na słoikach, parkingi z tojtojem bez bieżącej wody, sikanie na oponę to kiepska perspektywa. Standardy higieny to ponoć mycie się raz na 2-3 dni, bo nie zawsze jest gdzie i nie zawsze się chce. Żyje się w kabinie a na pałzie to albo filmy z laptopa albo wódka. Jak nie chcesz zakładać rodziny to jeszcze mogę zrozumieć ale jak masz żonę i dzieci to życie w trasie to paskuda. Po pewnym czasie przestajesz pasować do swojego domu i jak wrócisz tam na 2-3 dni to po prostu nie możesz sobie znaleźć miejsca. Chcesz już wyjechać a rodzina chce jeszcze bardziej bo ich już denerwujesz. Oczekujesz, że żona i dzieci będą się cieszyć z Twojego powrotu a dla nich po prostu jesteś sponsorem co wraca na weekendy i to nie zawsze. Nie licz, że ktoś doceni Twoją ciężką pracę (że kasy przywieziesz więcej niż byś przyniósł siedząc w biurze), jak wrócisz ledwo żywy i będziesz chciał się wyspać to żona będzie Cię gonić do pracy- w końcu teraz jest coś do zrobienia a odpoczywałeś jak pracowałeś... W sumie to mógłbyś wziąć rozwód ale po co? Jutro i tak pewnie ruszysz w trasę...
Co do ryzyka to np mojemu kumplowi w Rosji spalili ciężarówkę razem z jego ojcem w środku. Teraz już ponoć jest lepiej ale też mniej pieniężnie. Z tego co opowiadają, to wschód jest dalej dziki. Dla mnie nie ma takich pieniędzy żeby świadomie ryzykować życie i to w taki sposób. Jak chcesz, żeby była fajna kasa to oprócz jeżdżenia musisz jeszcze kraść paliwo, handlować papierosami, przekręcać starego na łapówkach itp. Trochę tego jest do ogarnięcia. Ktoś już wspominał, że jak by to policzyć na godziny pracy to mógłbyś wziąć sobie drugi etat i chociaż mieszkać w domu a finansowo wyszłoby na to samo.
Oprócz rozbitej rodziny to kolejnym zagrożeniem jest alkoholizm. Z tego co obserwuję to branża jest podobnie rozpita jak budowlańcy. Pomijam już fakt, że pracując jako kierowca nie wspinasz się na intelektualne wyżyny. Pełno jest prostaków w tym zawodzie. Coś jak taksówkarze, każdy najmądrzejszy a jak przyjdzie co do czego to okazuje się, że ledwo wiąże koniec z końcem. W sumie to auto poprowadzi każdy- może nie jest to taka duża osobówka

ale pójdziesz na kurs, to w końcu zdasz i już możesz podbijać rynek pracy

Traktowałbym to jako ostatnią deskę ratunku a nie sposób na poprawienie swojej sytuacji.