BMW Sport

Cześć, od niedawna zachodzę się w głowę jak można zwiększyć wartość rynkową auta u ubezpieczyciela, załóżmy, posiadacz "starego" bmw e34, którego wartość rynkowa wg. niektórych ubezpieczalni wynosi 3000 zł, a w rzeczywistości auto jest mocno doinwestowane i z łatwością sprzedałby je za 12k+. Załóżmy, że taki człowiek będzie miał niewielką stłuczkę, albo dostanie grosze, albo szkodę całkowitą według wartości rynkowej, jak tego uniknąć? W obu przypadkach nie jest to na rękę takiemu komuś.
1.Czy można jakoś negocjować wartość auta u ubezpieczyciela?
2. Czy w każdym przypadku można oddać auto do naprawy "Bezgotówkowej", czy są jakieś wyłączenia np. wspomniana szkoda całkowita? Lub ubezpieczyciel może się nie zgodzić?

Ogólnie, jak żyć mając stare auto którego wartość jest sporo wyższa niż szacowana i nie martwić się jeżdżąc co dzień?

Szkoda gadać na ten temat, żyjemy w złodziejskim kraju

Sprawa nie jest jednoznaczna i nie ma rozwiązań czy odpowiedzi uniwersalnych. Zgodnie z prawem przysługuje poszkodowanemu odszkodowanie w pełnej wysokości rekompensującej poniesioną szkodę. W przypadku szkody częściowej będzie to kwota konieczna do przywrócenia stanu sprzed uszkodzenia, przy szkodzie całkowitej - faktyczna rynkowa wartość. Kwalifikacja szkody należy do ubezpieczyciela, ale można (i czasami warto) to kwestionować, chociażby po to żeby móc naprawić bezgotówkowo (kwalifikacja szkody całkowitej uniemożliwia).

W teorii więc mając auto doinwestowane, klasyczne (jakkolwiek to nazwać), można uzyskać pokrycie realnej straty.

W praktyce przez podejście takie jakie prezentuje niemal 100% ubezpieczonych m.in. takie, że żyjemy w złodziejskim kraju, gdzie się przyjmuje rzucone ochłapy, to ubezpieczyciele pozwalają sobie na dużo i niestety coraz więcej.

Świadomość społeczeństwa jest na poziomie żenującym i niewiele osób walczy o należne odszkodowanie, sądząc że z ubezpieczycielem się nie wygra. Ogarnięty prawnik uzyska ogromną część albo całość należnego odszkodowania - trzeba sobie tylko zdawać sprawę, że to zajmuje od kilku do kilkunastu miesięcy.
Drugą sprawą jest to, że mając takie auto dobrze jest dokumentować wydatki, mieć wycenę rzeczoznawcy. W przypadku szkody, to nie zaszkodzi a może pomóc.

Warunkiem naprawy bezgotówkowej jest zgoda ubezpieczyciela. Warsztat robi kosztorys, a ubezpieczalnia go zatwierdzi (w całości lub w części) albo nie. Jeżeli auto jest warte 3000, to naprawa musi wynieść poniżej 3000/poniżej wartości.

Jeśli oddajemy autko do ASO na naprawę bezgotówkową to zazwyczaj kończy się szkodą całkowitą bo cena części już przewyższa wartość auta a gdzie tu roboczogodzina ?




Beatles zgodzę się z Tobą zajmuje to od kilku do kilkunastu miesięcy mojej mamy przypadek stanął na 4 odwołaniach i ugrali na tym rodzice 1 tyś zł do przodu... czy warto ? zmarnowany czas nie wspomnę o nerwach...

Różnie bywa, jak mówiłem nie ma uniwersalnych prawd i odpowiedzi czy warto czy nie warto. Osobiście znam przypadki gdzie odszkodowanie wzroslo o kilkadziesiąt tys zl. Warto?

Jeśli ktoś ma czas kasę i zdrowie na taką walkę to może i warto ale nie jest to łatwy temat... ubezpieczyciele to oszuści maxymalni...


Niestety mocno doinwestowane autko nigdy nie będzie mieć u ubezpieczyciela odpowiedniej wartości

Doinwestowane auto nie musi miec u ubezpieczyciela dużej wartości bo to nie ubezpieczyciel decyduje ile ma obowiązek wypłacić kasy. To ze walą w człona, to jest druga sprawa, a mogą to robic i to robią właśnie przez przekonania o tym, że nic się nie da...

Szczurek1986, o każde pieniądze warto walczyć

Są ludzie którzy wolą odpuścić kaskę a mieć spokojną głowę i nie zszargane nerwy...


Niby są firmy zajmujące się tym tematem ale wiele ludzi albo o nich nie wie albo im nie ufa

Sa tez adwokaci i radcowie...albo od biedy te firmy o których mówisz. Gdzie tu nerwy? Dajesz pelnomocnictwo i właściwie zapominasz o sprawie. Można roszczenie odsprzedać nawet a wtedy masz kase (odpowiednio mniejsza) od ręki. Niewiedza rodzi takie opinie...

ale musi być jakiś sposób, jednak widuje się zadbane, stare auta na drodze

Wiesz, mój pierwszy post napisałem po tym jak przeczytałem gdzieś na forum przypadek gościa ode mnie z miasta, piękna e34, kupa czasu i kasy włożona, gość nie wyhamował i wpadł w jego tył, całkowita, gość dostał jakieś grosze, chyba 3 tysiące? Rozmawiał właśnie z firmą zajmującą się egzekwowaniem wyższej wypłaty OC i powiedzieli, że nie ma szans, ewentualnie ugra 1k więcej, z tego jeszcze ileś % dla nich oczywiście + kupa czasu na walkę z ubezpieczycielem. Trochę przykre, jeśli dobrze pamiętam odsprzedając same części miałby na czysto 11k, mogłem trochę poprzekręcac sumy, bo to historia widziana na forum x czasu temu

Swoją drogą, widziałem u któregoś z ubezpieczycieli coś jak "pakiet klasyk", może ktoś wie co to za cudo? może tędy droga?

Jakaś laska bez prawka jechała z tatusiem i skasowala kumplowi piękne czerwone e36 coupe, oczywiście kupa kasy roboty w auto włożone i co z tego jak zdaniem ubezpieczyciela warte 4k z groszem, nawet faktury za części nie pomogły ich zdaniem to są tanie auta i na dobrą sprawę można kota w dupe pocalowac

To że mozna ich w dupę pocałować zawdziecza kumpel tylko swojemu podejsciu i odpuszczeniem tematu

Chciałbym zobaczyć te wasze wielkie pieniążki wyciągnięte od ubezpieczycieli...

Ta dokładnie,szczurek ma racje

Reprezentuje ubezpieczycieli w sadach m.in w takich sprawach, szkodach komunikacyjnych. Prywatnie wystepuje czesto po drugiej stronie. To co mówię, wynika z doświadczenia i wiedzy - Was przekonywać nie zamierzam do jakiejkolwiek racji skoro macie ja tak ugruntowaną

Mam auto z 1992 roku do rejestracji. Dodam, że chodzi o MBW E30. Czy warto pakowąć się w żółte tablice? Czy dają jakieś korzyści?

Miałem taki sam dylemat. Wybrałem jednak białe tablice- wyrabiasz kartę PZM-u i masz zniżkę 70% na takie auto. Na żółte zawsze można zmienić.