Witam wszystkich!
Przeglądałem milion tematów odnośnie dziwnych problemów z silnikiem i za rzucanie "użyj szukaj" z góry dziękuje...
Jestem szczęśliwym posiadaczem BMW E90 320i 2.0l 150km z 2005r. N46 z podtlenkiem LPG i mimo wrzucania w nią kasę wciąż uwielbiam to auto. Problem, odnośnie którego szukam rady tyczy się mechanicznych dźwięków wychodzących spod maski. Pierwotnie zaczynało się na zimnym silniku. Dźwięk można porównać do tarcia widelcem o kratkę w wentylatorze domowym... O ile w ogóle do czegokolwiek można to porównać. Przy zmianie biegów zgrzytanie/dźwięk wzrastał i spadał, aż do ponownego dodania gazu. Oczywiście nie było to spowodowane gazowaniem, tylko miałem wrażenie, że w momencie zmiany biegów obroty spadają i dzieją się tam cuda. Kilkukrotnie próbowałem to nagrać - bezskutecznie. Po przejechani ok 2-3 km zgrzytanie ustawało. Później w momencie odpalenia auta i pozostawienia go, po 5-8 minutach zgrzyt powstawał i cichł... i koniec, tyle z niego było, aż do momentu ruszenia i aż do zagrzania silnika. Później to już i na ciepłym przez dłuższy czas brzmiał jakby ktoś piłą łańcuchową metal ciął.
I w tym momencie nastaje wycieczka do mechanika. Po pierwszych odgłosach auta i rzutem sprawnego oka słychać dumne "aha! rozrząd!", więc ponoszę się fantazji mechanika i go wymieniam. Łańcuch, ślizgacze i napinacz. Po odebraniu auta zostaje zapoznany ze wszystkimi informacjami odnośnie wymiany. Koła faz ładne, wszystko idealnie założone, uszczelki jeszcze dodatkowe wymienione - miód! Zadowolony oddalam się z autem po dokonaniu formalności gotówkowych. Następnego dnia po odpaleniu auta po raz kolejny słyszę te same mrożące krew w żyłach dźwięki. Telefon, memory five, przekazanie informacji i odpowiedź "spokojnie, wszystko tam się poukłada i będzie gitara". Fakt, zgrzyty szybciej znikają, mniej ich jest, ale wciąż coś dolega Beacie. Więc bez paniki udaje się do miejsca zatrudnienia. Powrót i na pierwszej proste odcinku S-ki odpalam tempomat - wywaliło błąd na wyświetlaczu od tempomatu (który oczywiście wysiadł) i check engine (na równi z tą samą ikoną na środkowym ekranie). Silnik off/on i błąd znika - nie ryzykując pozostawiam tempomat w spokoju. Telefon, przekazanie informacji i słyszę "trzeba komputer". Ok, umówiony, ale na dalszy termin. Więc następnego dnia powtórka z rozrywki, tym razem identyczny schemat, jednak dodatkowo błąd nie znika. Powrót i czuję smród w aucie oleju + plastiku... I znowu, telefon, informacja, tym razem hasło dobra przyjeżdżaj. Spod maski, a dokładniej silnika wydobył się dymek o tej samej woni co w kabinie... Auto pozostawione, informacja zwrotna "uszczelka pokrywy zaworów do dodatkowego uszczelnienia" (zaznaczam, że to też było robione) "i będzie już looz". A co dalej ze zgrzytaniem...
I tutaj pada diagnoza:
- koła faz rozrządu.
Na dodatkowe pytania otrzymuje informację, że mogły dostać po dupie i to jedyna opcja. Już jedyną opcją była wymiana rozrządu, ale okazuje się że nadal coś się dzieje. To nie jest koszt w wysokości 200-500 zł, jednak coś więcej, porównywalnie do samej zabawy z rozrządem.
I tutaj następuje pytanie... Miłośnicy i Miłośniczki bawarskiej technologi motoryzacji... Czy faktycznie może być to wina kół zębatych, które uprzednio były w stanie "super idealne" i nagle do wymiany, czy trafiłem na teleturniej "A może to pomoże!"? Nie chce się pakować w kolejne robocizny, które mogą się okazać niczym, a w efekcie wymiana całego silnika wyszłaby taniej...
Proszę o sugestię i ewentualne informację, czy ktoś również cierpiał na tego typu problem i czy znalazł rozwiązanie?
Pozdrawiam i z góry dziękuje za każdą odpowiedź! Nawet za "użyj wyszukiwarki"...
