Sytuacja wygląda następująco: samochód był sprawny, ogrzewanie działało itp. Jakiś czas temu stwierdziłem, że coś jest nie tak bo, silnik jest niedogrzany i w kabinie też jest zimno. Wskazówka termometru po przejechaniu 100km na mrozie był na ~1/3 wskaźnika - mogłem go trochę 'podgrzać' wyłączając ogrzewanie w samochodzie i na odwrót, po włączeniu nawiewu na 3, temperatura silnika spadała.
Pierwsze co pomyślałem to, że płyn mi pewnie zwiał, bo już miałem taki przypadek. Dolałem płynu (ale weszła tylko odrobina). Nie pomogło.
Uznałem, że to w takim razie na 100% termostat - bo to też już przerabiałem. Wczoraj kupiłem, zlałem płyn, wykręciłem termostat i ... termostat jest OK - po wykręceniu był zamknięty. Nie pomyślałem wcześniej żeby sprawdzić czy rura jest zimna

sprawdziłem po ponownym zamontowaniu tego samego termostatu - jest zimna.
Dochodzi do tego dziwne zachowanie przy odpowietrzaniu - dla mnie dziwne, bo zawsze wyglądało to nieco inaczej tj. - po zalaniu płynem do pełna i kilku dolewkach na bieżąco, zawsze wrzucałem silnik na wysokie obroty i patrzyłem jak spod koreczka odpowietrznika wylatuje płyn z bąblami, jak wylatywał sam płyn, to zakręcałem koreczek. Wczoraj piłowałem go chyba z 30 minut, a spod koreczka leciała tylko para i zero płynu (czasami coś chlapnęło). Po tym czasie zakręciłem go i pojechałem do domu bo miałem dość - temperatura silnika była prawidłowa, w środku było ciepło, silnik się nie przegrzewał, temperatury też nie stracił (ale że mrozu nie ma to może po prostu nie zdążył, a przejechałem tylko kilka km). Dzisiaj rano jednak wciąż grzał się bardzo wolno, dojechałem do pracy na zimnym silniku.
Czym jeszcze może być spowodowane niedogrzewanie silnika jeżeli nie termostatem? A może on wciąż jest zapowietrzony?
Ps. jest instalacja gazowa.