BMW Sport

ja to miałem mega szczęście w tym roku, wracałem z wakacji E46 328i z Bułgarii 1800km i dojechałem szczęśliwie bez przygód, następny dzień rano odpalam auto, przejechałem 3km i rozwaliło pompe wody

To ja z obecna buma mialem kilka razy problem. 3-4 razy wywalila mi wode w trasie (zatkany przelew do zbiorniczka wyrownawczego ) na szczescie nic sie nie przegrzalo. Pod koniec wycieczki do zakopanego wysiadl napinacz paska klinowego. Udalo sie dojechac do konca i samodzielnie zmienic mimo braku narzedzi. Kilka razy zabraklo mi paliwa (plywak oszukiwal). Wysiadl mi wysprzeglik ale do domu wrocilem. Na starym aku zdarzalo sie ze skonczyl sie prad jak pol godzinki radio pogralo.

Moje E36 bez problemu pokonało trasę Warszawa - Bruksela - Paryż - Bruksela - Warszawa (Bruksela - Warszawa bez przerwy prawie 17h jazdy ) i zero problemu, 3 miesiące później, 5km od domu padła chłodnica, i musiał być hol

300 km to nie jest jakaś duża trasa jeżdżąc do pracy dziennie pokonuję około 160km (nie codziennie jeżdżę swoja 3er )

a przedtem napinacz dawał jakieś oznaki ze siada?? bo u mnie coś piszczy, jak by pasek ale nie jestem do końca pewny, ostatnio przez ok 100km piszczało i nagle przestało, jak sprawdzałem to pasek jak by mocno naciągniety, i jak piszczało to stanołem i zauwarzyłem ze jedna krawędz paska jest goraca jak by lekko przytopiona a druga ta jak by od strony chłodnicy normalna...

Dawal ale olalem sprawe Przy gaszeniu silnika charakterystyczny krotki pisk. Ponoc jak napinacz siadzie to pasek potrafi niezle spustoszenie zrobic. Visco, kola pasowe a czasem nawet maske wygiac. Zmieniaj i sie nie zastanawiaj- nie znasz dnia ani godziny.

E30 jak już odpaliło (pierwszej zimy po zakupie oczywiście akumulator zdechł), to jeździło.

E34 2 razy mnie zatrzymało w drodze do pracy z kumplami.
Pierwszy raz jak zagotowało płyn - okazało się, że było go mało. Po ostygnięciu i dolewce na stacji benzynowej, pojechaliśmy dalej.
Drugi przypadek to pierwszy wystrzał gazu i wywaliło klapkę. Poprzedni właściciel niby tłumaczył, że wystarczy ją założyć i jedzie się dalej, ale o 5 rano ciężko się myśli. Do pracy podwiózł nas kumpel. Znajomy mechanik przyjechał, założył klapkę i auto ożyło - bez klapki chodziło głośno, piekielnie nierówno i w ogóle nie wkręcało się na obroty.

Trochę takich przypadków było:

- rok 2000 - rekin 318i na moście śląsko-dąbrowskim wywala wtryski. Doświadczenie miałem niewielkie, ale przy pomocy śrubokręta i młotka wbiłem je na miejsce

- rok 2000 - rekin 318i gubi wydech, tzn. odpada za kolektorem. Okolice Łomży, 1,5km do chłopa, który użyczył sznurka do snopowiązałki. Do domu starczyło

- rok 2000 - rekin 318i wjeżdża 110km/h na asfaltowy próg wysokości kilku cm i trochę traci tylne zawieszenie Laweta

- rok 2003 - E30 316i gubi koła, konkretnie zostaje jedna szpilka, która odpada po kopnięciu na stacji benzynowej. Bez lawety się nie obywa

- rok 2004 - E32 735i koniec termostatu, koniec jazdy w Białymstoku

- rok 2004 - E32 735i koniec opaski na przewodzie od wody na moście w Wyszkowie. Z pomocą miejscowych usterka usunięta

- rok 2008 - astrovanowi kończy się pompa paliwa. Jazdy nie ma

- rok 2009 - E36 318i pacany od gazu (polecani na forum) stosują cudowną opaskę, pękąjącą na moście siekierkowskim. Naprawa skuteczna. Co ciekawe m43 znosi kilka km bez wody

- rok 2009 - e36 318i zapchany katalizator w trasie, jazdy nie ma, laweta

- rok 2009 - Audi A3 kończy się cewka w Białymstoku, brak części w białymstoku, więc kupujemy inne auto żeby kontynuować podróż 318tds daje radę

- rok 2010 - Nissan Patrol traci drążek kierowniczy, całkowicie znika sterowność
Ogólnie fuks, że kilka metrów po zjechaniu z lawetą z drogi krajowej na bezdroża. Nocna ekspresowa naprawa w lesie skuteczna w 100% Dobrze wozić ze sobą oświetlenie i przetwornice oraz mieć mobilnego dostawcę części 24h

Pewnie mnóstwo tego typu przygód zapomniałem, kiedyś w czasach malucha, rekina i pierwszych kilkunastu etrzydziestek było ich więcej
Najpoważniejsze awarie, to drążek w patrolu i szpilki w e30, wtedy było o włos

Najciekawszą historię miał kolega, któremu pod Berlinem skończył się wałek rozrządu w astrze. Do polski dojechał na holu za kolegą i nikt ich nie zatrzymał. O północy już w Polsce, znaleźli jakąś wioskę, a w niej mechanika wyposażonego w używane części zamienne. Za całe 300zł mieli jeżdżący samochód już o 5 rano

A ja miałem taką psigodę:
Do pracy muszę czasami dojeżdżać ok 1km taką drogą że mnie krew zalewa . Nie ma asfaltu, było tam sypnięte gruzem i jakąś szlaką. W ubiegłym roku była wyrównywana, potem popadało jeszcze rolnicy tamtędy jeżdżą nawet czasami tiry, i zahaczyłem rurką paliwa gdzieś o wystający kawał gruzu. Najwyraźniej musiała delikatnie pęknąć bo dopiero po przejechaniu ok 50km poczułem paliwo w aucie, lało się i to syto. Na szczęście mam LPG, ściągnąłem z tyłu kanapę, wyjąłem wtyczkę od pompy i ruszyłem dalej, choć i tak trochę kapało. Są jednak zalety LPG o których byśmy nie pomyśleli wcześniej...

Pierwsze auto w rodzinie czyli Fiat 125p kupiony z fabryki za talon kilka razy się ojcu zepsuł w trasie, choć przeważnie w pobliżu domu już. Dwa razy tłumik odpadł jak jechaliśmy z Niemiec. Na granicy staliśmy w 4 godzinnej kolejce i podjeżdżanie o jedno auto bez tłumika dużym fiatem było średnio przyjemne. Potem ojciec miał Vectre B przed liftem, potem i do teraz po lifcie i się w trasie nie psuły. Ja miałem Golfa III 1,4 zrobiłem nim tylko niecałe 60 tyś i w drodze nigdy nie zawiódł. Potem BMW trochę zawodziło ale nigdy nie w drodze. Parę razy tej drogi nie mogłem wykonać przez problemy z wilgocią i tym że wtedy auto nie odpalało. Teraz kolej na Audi ale już mam złe przeczucia...

nie

Fiat Croma:
Awaria czujnika temp od kompa na niemieckiej autostradzie - holowanie 700km do domu za astra 1.4,
Zerwanie sie paska rozrzadu, ale tylko 5km od domu,
awaria akumulatora 50km do domu - hol,
wyrwana skrzynia biegow podczas ostrzejszego startu,
zerwanie sie sruby wahacza 500metrow,
zatarcie panewek w silniku 20km.

Ogolnie wiecej stal u mechanika niz nim jezdzilem.

BMW 320I e36:
Zagotowana raz, bo plynu nie bylo (wyciek) 200km od domu,
urwany przewod paliwa 100km od domu,

I od tej pory nic (puk puk puk)

Macie ludzie fantazje

W 2006 roku we wrzesniu wracajac do domu moim poczciwym Gofrem II strzelila mi linka sprzegla
Stalo sie to na autostradzie w Czechah przed Olomouc. Do tego przepalily mi sie obydwie zarowki, mialem tylko jedna w zapasie. Po wyjezdzie z miasta trafilem na jakies zadupie otoczone lasem
Przez nieuwage zdusilem silnik, po kilku probach odpalenia na biegu wysiadl aku
2 godziny probowalem odpalic samemu na pych, na szczescie pojawil sie jakis czech i mi pomogl.
Nastepne 400 km przejechalem bez wiekszych niespodzianek

w 540i ślizgało mi się sprzęgło aż z jednej strony tarczy była goła blacha i auto staneło
w 728i pękła chłodnica (plastikowa część)

w compakcie w centrum poznania opuściłem szybę i wyleciała mi z prowadnic..nie miałem jak tego naprawić więc było trzeba jechać 40 km z otwartą szybą od kierowcy. dodam, że było +15 stopni i lał deszcz

No a co bylo poradzic?
Dodam, ze mialem wtedy 18 lat i byl to moj wymarzony samochod

Laweta.

Pewnie nie miał wolnego 1000zł jak nie lepiej.

Lawete ciągać Astrą 1.4? No bez przesady

Mi przypomniał się za to inny wpadka w trasie, lecieliśmy do Czech, qqiz poszedł w kimę a ja za kółko. Zaczęło lać, więc przemyłem szybę i auto (pożyczony Dodge Voyager) nagle kaput, awaryjne hamowanie bez wspomagania, zjazd na pobocze i dziad odpalić nie chce!
Budzę więc kolegę i mówie że padło a on przez sen na to "włączyłeś spryskiwacz?"
Ach ci polscy gazownicy i ich fantazje w instalacji elektrycznej, ponoć "panie, się inaczej nie dało"

mi padl mercedes w124 (w dniu kiedy mialem pierwsze zaproszenie do mojej terazniejszej dziewczyny na kawe bo miala pusta chate, znalismy sie kilka dni, a bylem mocno zabujany (19lat)- nie chcial odpalic, bylo to dodatkowo dosc daleko od szosy na polnych drogach bo chcialem sobie odpaczac, spotkalem totalnie pijanego jasniepana z glupkowatym synem, posmiali sie troche i poszli, wrocili fiatem, dalem sie namowic bo sie bardzo spieszylem na hol celem znalezienia i usuniecia usterki u nich w garazu, ten totalnie nawalony zapierdzielal tym fiatem po polnych drogach- hak mial luzny, z merca widzialem ze jak wpada w dziure to gasna mu swiatla, jak wpada w druga to zapalaja jakies 60- 80km/h na polnej drodze
dojechalismy- podlubalismy- nic nie znalezlismy- na kawe poszlismy, wypilem kawe, byla juz 22, nikt nie mogl/nie chcial mi pomoc to gospodarze szli spac, a ja zostalem z ich synem przy aucie na podworku, cala noc odpowiadania na pytania dot. auta zmeczyla mnie, ale i go, bo usnal w fotelu pasazera, obudzilem go i wyslalem do domu.
o 5 wpadlem na pomysl- kolega z klasy co widzialem go ostatnio 4 lata temu rozwozi gazety... o 6 byl, zostawilem 20zl i pojechalismy.
zaholowalismy auto do mechanika- ten otworzyl maske, do dzis nie wiem co zrobil, ale trwalo to 2minuty i nie wzial ani grosza.