ironman napisał(a):
banda oszołomów żeruje na ludziach którzy w sytuacji choroby chwytają się każdej deski ratunku ,
To prawda, a sa wśród nich także lekarze.
Cytuj:
Niebezpieczni cudotwórcy
Numer: 16/2009 (1371)
Ponad sześć lat Zygmunt B. „leczył” chorych na raka miksturą ze sfermentowanych ziół doprawioną kwasem mlekowym, burakami i czosnkiem. W ulotkach rozrzucanych w szpitalach i klinikach onkologicznych zachwalał, że jest to „fenomenalny preparat nowej generacji niszczący raka”. Jednym z pacjentów Zygmunta B. był chory na raka przełyku poeta i pieśniarz Jacek Kaczmarski.
Szaman przekonywał, że może uleczyć nawet terminalnie chorych – wtedy popularny bard już nie żył. Hochsztapler odpowiada teraz przed sądem za to, że żerując na nieszczęściu chorych, wyłudził prawie 2 mln zł. Grozi mu do 10 lat więzienia. Zygmunt B., 54-letni technik budowlany, za trzymiesięczną „kurację" żądał 90 tys. zł. Dzienna porcja „leku” kosztowała nawet tysiąc złotych! Wielu chorych dało się nabrać na dumnie brzmiącą nazwę gabinetu w podwarszawskich Włochach, w którym znachor przyjmował: Prywatny Ośrodek Badawczy Organicznych Substancji Leczniczych i Zwalczania Chorób Nowotworowych. Zygmunt B. leczył dwoma środkami o naukowo brzmiących nazwach: antyra i derax. Oba były wytwarzane w garażu lub piwnicy, a różniły się jedynie gęstością.
Zygmunt B. twierdzi, że zmarłemu w kwietniu 2004 r. Jackowi Kaczmarskiemu przedłużył życie o dwa lata. Innego zdania są onkolodzy. Gdyby bard zaraz po wykryciu choroby w 2002 r. poddał się operacji, żyłby dłużej, a może nawet udałoby się uratować mu życie. Ofiar szamana mogło być znacznie więcej. Prokuratura postawiła mu zarzut narażenia zdrowia i życia chorych. Najgorsze jest to, że takich szamanów i ich ofiar jest znacznie więcej. Powstają wciąż nowe „rewelacyjne kuracje na raka" mające uratować chorych, którym lekarze nie dają nadziei.
Niedawno popularna była vilcacora, Uncaria Tomentosa (polska nazwa: koci pazur), 30-metrowe pnącze dziko rosnące w południowej Amazonii. Jej właściwości antyrakowe miał odkryć polski misjonarz w Peru, salezjanin Edmund Szeliga, z wykształcenia geolog. Preparat z tej rośliny za kilkaset złotych od opakowania trafił do Polski. Przez wiele lat był zachwalany jako środek, który „nawet w najbardziej złośliwych postaciach raka radzi sobie lepiej niż wielu najznakomitszych onkologów świata". Miał leczyć nawet AIDS.
Podobnie miał działać słynny preparat torfowy prof. Stanisława Tołpy (nieżyjący już uczony sądził, że odkrył lek na raka). W latach 80. chorzy byli gotowi płacić za niego krocie. Dziś preparat jest dostępny w aptekach i sklepach zielarskich, ale nie wzbudza już sensacji. Okazało się, że nie leczy raka. Tak jak nie leczą nowotworów preparaty z mikroelementami czy witaminami sprzedawane przez hochsztaplerów drożej niż te same środki dostępne pod inną nazwą w aptekach.
Chorzy potrzebują nadziei nawet wbrew rozsądkowi. Jeszcze niedawno Jan Nowacki jako lek na raka oferował preparat Novit, ciemnozielony proszek zawierający żelazo, który zamiast leczyć, mógł nawet przyspieszyć rozwój nowotworu. We Wrocławiu pojawili się oszuści namawiający chorych na raka, by zamiast leczyć się u onkologa, zastosowali preparat „aktywnego krzemu" o nazwie ANRY (od akronimu jego zmarłego twórcy dr. Anatola Rybczyńskiego). W substancji podawanej doustnie (1 ml na pół roku) znajdowały się śladowe ilości krzemu (0,000000001 proc.), które miały likwidować ,,grzyby nowotworowe” i cho- roby, takie jak AIDS, wirusowe zapalenie wątroby czy niewydolność nerek.
http://www.wprost.pl/ar/158388/Niebezpi ... udotworcy/