BMW Sport

Wania, hehe dobree! ciekawe czy ktoś na prawdę wysłał takie pismo, i jakie były tego skutki.

Żadne, a jakie miałyby być?

Policja chce podniesienia wysokości mandatów za wykroczenia drogowe. Policjanci zwrócili się w tej sprawie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Rzecznik Komendanta Głównego Policji, inspektor Mariusz Sokołowski powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że stawki mandatów nie były zmieniane od wielu lat. Dlatego nieraz nie robią wrażenia na karanych kierowcach. Policja chce podwojenia wysokości najwyższych mandatów, wynoszących obecnie 500 złotych. Inspektor Sokołowski dodał, że taka skala podwyżki i tak będzie mniejsza od wzrostu średniej płacy krajowej w ostatnich latach.
Rzecznik Komendanta Głównego podkreślił, że celem podwyżki byłoby ograniczenie liczby wypadków drogowych, w których giną ludzie. Dlatego policja chce podnieść mandaty za najpoważniejsze wykroczenia prowadzące do wypadków, w których ludzie giną lub są ranni. Sokołowski dodał, że w krajach, w których podniesiono wysokość mandatów, liczba wypadków spadła o połowę. Policja proponuje też czasowe odbieranie prawa jazdy kierowcom, którzy w sposób rażący przekroczyli dozwolną prędkość.

A teraz weźmy jakiegoś debila co zapierdziela bliżej 200 po mieście robiąc slalomy między samochodami

Szef rządu odbył rajd i po programach, i po ulicach Warszawy. Jak donosi dziennik "Fakt", limuzyna premiera pędziła przez stolicę aż 140 kilometrów na godzinę, a co więcej – bez włączonych kogutów i sygnalizacji dźwiękowej.
"Poparcie dla rządu i premiera spada w zastraszającym tempie. Sytuację stara się osobiście ratować Donald Tusk. Właśnie po to urządził w poniedziałek rajd po telewizjach" – czytamy na łamach tabloidu.
Premier po raz pierwszy od bardzo dawna przyjął zaproszenia do dwóch audycji telewizyjnych – "Kropki nad i" w TVN24 i "Tomasz Lis na żywo" w TVP2. Niestety – jak zauważa gazeta – oba programy nadawane są jeden po drugim, Tusk miał więc mało czasu, aby przemieścić się między siedzibami telewizji.
"Ten problem rozwiązali jednak funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu" – pisze "Fakt". Według gazety pojazd prowadzony przez oficera BOR pędził przez stolicę aż 140 kilometrów na godzinę.

"Kolumna jechała bez włączonych kogutów, a mimo to żaden patrol policji nie znalazł się w pobliżu, aby zatrzymać ten rajd" – zaznacza tabloid.

Dziennik ocenia, że gdyby zwykły kierowca chciał powtórzyć ten wyczyn, musiałby się liczyć z wysokim mandatem (co najmniej 500 zł za przekroczenie prędkości i kolejne 500 zł za przejechanie na czerwonym świetle), a także co najmniej 16 punktami karnymi.

Najlepiej to by było gdyby taryfikator nie istniał albo chociaż miał baaardzo duże widełki, tylko znów osoba decydująca o wysokości mandatu musiała by być normalna a z tym bywa różnie...

Policja proponuje też czasowe odbieranie prawa jazdy kierowcom, którzy w sposób rażący przekroczyli dozwolną prędkość.

Czyli jadąc dajmy 100km/h zwykłą drogą (załóżmy, że przekraczamy prędkość o te drastyczne 10km/h), widzę w szczerym polu znak "teren zabudowany", domy powiedzmy 300-400m dalej. Oczywiście olewam znak, jadę dalej 100km/h zamierzając zwolnić do ok 50-60km/h przy domach. Tuż za znakiem w krzaku czai się pan policjant lub jego mechaniczny zastępca fotoradar, zatrzymując mnie/strzelając fotkę. Efekt? 1000zł mandatu, lub utrata prawda jazdy

Znając polskie instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo (ekhm, chyba budżetu), właśnie tak to będzie wyglądało.

Olewać znak, świadomie łamiąc przepisy i dziwić się otrzymaniem mandatu?

Bezczelny jestem! Normalnie pirat drogowy!

Może po prostu 500 m przed budynkami drogę przecina leśna/polna ścieżka, której Ty z auta nie zauważysz, a którą często dzieci idą skrótem do szkoły i dlatego znak tam już stoi?

Masz na mysli to ?

za problem żeby były różne stawki za przekraczanie na zabudowanym i poza?