To tak jakbyś miał dwie pary butów jedne za 1000zł wygodne Jordany , pompowane i nie wiem z jeszcze jaką techniologią , a drugie trampki z bazaru za 20 zł. Cały tydzien napiepszasz w trampkach, zeby mieć przyjemośc w wekend zalożyć wygodne i wypasione buty? Bezsens.
Kupujesz dobre najacze za 250zł i masz wygodę na codzien i Ci nie szkoda bo cena adekwata co Twojego portfela.
Moje zdanie jest takie. jak Ci szkoda auta to za dużą igłę kupiłeś czyli za drogie auto. Auto ma to do siebie ,że się zurzywa i wolę się na to nastawić niż tak jak Michu powiedziałeś martwić się za wczasu o byle ryskę. Wydaje mi się ,że jakbym miał nowe Ferari to pewnie czułbym to samo i wolałbym jechać rowerem po bulki do sklepu niż nową ferarką bo mi jeszcze ptak nasra na dach i fosfor wyżre lakier
A tak? mam auto po przejsciach do latania na codzień i jak ktoś mi drziwami obije lakier na parkigu to przełknę to słusznie zauważając ,że przecie specjalnie chyba tego nie zrobił, to tez takie życie i nie ma co plakać. Zapoleruje się i bedzie si.
Ok, jakby to było pierwsze ori m5 nigdy nie bite, przebieg 45 tys to ok, Takiego trzeba zachować w garażu i dbać ile tylko wlezie bo to unikat. Ale po co mi takie auto ? Zeby na nie patrzeć?
Michu napisał(a):
jiGsaw napisał(a):
W takim przypadku to trzeba albo mieć to M5 przynajmniej wizualnie gdzieś
Dokładnie. Mi po prostu byłoby/jest szkoda.
/
albo zamiast forumowej igły za 50 tys kupić podjechany model za 30 tys i zamiast martwić się o byle ryskę, ktora i tak i tak w końcu się przypadkowo pojawi - zwyczajnie zapomnieć o tym i cieszcyć sie przyjemnością z jazdy kazdego dnia.
ja bym chyba zwariował gdybym się miał o takie rzeczy martwić
