Witam
Potrzebuję porady. I to porady rzetelnej ponieważ mój problem zmienił się już w problem-gigant z którym sam sobie nie poradzę. Zostanę zbesztany, że nie poszukałem odpowiedzi, ale przyznać muszę, że niebardzo wiem czego tak naprawdę szukać, przeglądając po kolei doszedłem do strony 12 z ponad-400, a wyszukiwarka pokazała tematy od roku nieodwiedzane.
Zatem do rzeczy. Wszystko zaczęło się od rozrusznika. Był uwalony, ślizgał się, rzadko łapał. Wniosek prosty - bendix, ale że w UK raczej tak osobno to się tego nie robi, meches wymienił mi rozrusznik. Przy okazji jego wymiany spadł mu z króćca gumowy wężyk siedzący między silnikiem a przednią grodzią. Założył spowrotem, docisnął opaską (moje domysły) i oddał auto. W drodze do pracy po przejechaniu ok 20km wskazówka temperatury nagle wystrzeliła na czerwone pole a spod maski poleciała para. Zatrzymałem się i moim oczom ukazał się pogrom. Wężyk wspomniany, nakładany przez mechesa spadł z króćca, rozszczelnił się uklad chłodzenia i wszystko płynne co było w okolicy wyparował w ciągu chwili. Zostawiłem auto, na 'CPN-ie' kupiłem wodę dest., uszczelniłem układ chłodzenia i zalałem go do pełna. Nie miałem czasu żeby go poprawnie odpowietrzyć (zresztą wtedy nic na ten temat nie wiedziałem). Po powrocie do domu pojechałem do mechesa. W drodze miałem przystanków kilka, ponieważ auto ciągle gotowało wodę. Przyczyn (według mojej dzisiejszej wiedzy) mogło być kilka. Meches podumał i stwierdził, że termostat. Wiele nie kosztuje, więc zgodziłem się na wymianę. Nadal gotowało wodę (w sensie wodę z płynem, ale dla uproszczenia - wodę). Zaczął sprawdzać dalej i na włączonym silniku udało mu się zatrzymać wentyl chłodnicy. Wniosek - visco. Wymienione na nowe. Układ zalany, odpowietrzony, powinno być ok i było. Straszył mnie uszczelką głowicy, ale jak stwierdzillśmy wspólnie - woda się nie gotuje i trzyma temperaturę, więc ten element nie wymagał interwencji. I było ok przez około 6 tygodni. Parę dni temu podczas normalnej jazdy (dodam że nie katuję auta, poza tym sprzęgło mam do roboty) wskazówka znowu zawędrowała dość wysoko, do 3/4 wskażnika (ogrzewanie włączone). Do domu miałem niedaleko więc był tylko jeden przystanek na ostygnięcie. Na podwórku otworzyłem machę i zdumiony przecierałem oczy. Oto obserwacje moje: silnik gorący, górny wąż gorący, twardy i jakby napompowany, dolny wąż zimny (mam E36 z silnikiem M43 - 318i rok '97, chłodnica zintegrowana ze zbiorniczkiem). Dostałem dobrą radę - sprawdzić termostat. Zdjąłem więc tunel między chłodnicą a wentylem. W międzyczasie macałem chłodnicę. Przy górnym wężu gorąca, reszta zimna. Wyjąłem termostat, zagrzałem go pod kranem, a potem lałem w niego wrzątek z czajnika. Zaczął przepuszczać wodę ale bardzo mało, (zastanawiam się jak bardzo ten krążek w termostacie powinien się odkształcić) wyglądało to bardziej jak cieknący kran niż otwarty w pełni termostat. Założyłem go spowrotem, uzupełniłem płyn do pełna, przeprowadziłem poprawną na moje oko procedurę odpowietrzania (na zgaszonym silniku dolewałem płynu, na włączonym odkręcałem odpowietrznik na górze chłodnicy, do czasu aż miała pocieknąć woda), ale zamiast wody ciągle leciała z odpowietrznika para, a górny wąż znów się napompował. Dalej rozumując postanowiłem wyjąć termostat i założyć pustą obudowę. Znów uzupełniłem zbiornik i zacząłem odpowietrzać. Z kurka pociekła normalnie już woda. Uznałem że zdarza się że nowe części wychodzą z fabryki z wadą fabryczną a termostat zaliczyłem właśnie do tej wadliwej kategorii, zepsuł się szybciej niż powinien. Postanowiłem przetestować auto (dodam że nie posiadam tu żadnego zaplecza do bardziej zaawansowanego rozbierania auta, żadnego porządnego mechanika, ani też wystarczającej wiedzy mechanicznej). Pojechałem dziś do pracy (ok 25 km). W drodze 'do' było ok. W drodze 'z' auto zadziwiający szybko się nagrzało, nawiew dawniej pracujący pełną parą dmuchał poprostu ciepło, teraz musiałem otworzyć okna. Gorąco jak w saunie. W dodatku wraz z tym wrzącym powietrzem wpada mi do auta jakiś dziwny zapach, jakby gotowanego płynu chłodniczego. Ale górny wąż już mi tak nie puchnie. Rozważam już opcję, że będzie to jednak uszczelka, w najgorszym przypadku cała głowica. Zwłaszcza, że, z tego co udało mi się wyczytać, mam też inne objawy padniętej uszczelki - podczas redukcji i gwałtownego przyspieszania (a przynajmniej jego próby, np przy wyprzedzaniu) autko sie dusi powyżej ok 4 tys obr. Proszę więc uniżenie o jakiekolwiek sensowne sugestie. Wyczytałem ze powinienem sprawdzić dziesiątki rzeczy bardziej lub mniej drobnych, pompę wodną, jakieś filtry na wężach itp itd. Chłodnica nie jest pęknięta, węże też całe, podczas zabaw z termostatem sprawdziłem korek oleju, czysty bez majonezu (bagnetu nie sprawdziłem), natomiast płyn chłodniczy zmienił barwę z niebieskawej na nieco brązową. Obserwacje z dziś: pod korkiem oleju czysto, na bagnecie czysto, natomiast chłodziwo coraz bardziej brązowe, (jakby olej się do niego dostawał lub jakby wypłukiwało skądś rdzę), w dodatku z pełnego zbiorniczka zostało mi raptem ćwierć. Dolałem. Będę bardzo wdzięczny za rzetelną pomoc.
Pozdrawiam serdecznie i kończę już mój elaborat bo za dużo napisałem chyba.
P.S. Zapomniałem dodać że na chwilę obecną z obawy przed nadmiernym znów przegrzaniem jeżdżę bez termostatu.
|