Żem zapomniał opisać...
Ponieważ mam cholernie wielkie szczęście do przypadków...
Pojechałem sobie do pralni oddać kurtkę, 3 ulice od firmy... Wracam, stoję na światłach, taka mała uliczka... patrzę kurka jego mać jedzie vectra zielona kombi... to ja rura za nią. Zatrzymuje się pod szkołą, wysadza dziecko... jade za nim jakieś 4 auta... skręca w prawo - przecznicę od mojej firmy... i znowu w prawo i parkuje, przyglądam się... jak nic malowany bok, wgniecenia widać... gość się spojrzał na mnie... ja adrenalina, ledwo wrzuciłem jedynkę, wysiadł minąłem go.. zawróciłem. Dotarło do mnie że jak mi urwał zderzak to nie widział moich tablic... a moze nawet myslac ze to cienias?
Zawróciłem , zatrzymałem się po przeciwnej stronie, on się ogląda za mną... a ja:
-Dzień dobry - zadowolonym głosem
-Dzień dobry... - i podchodzi do mnie, powiedział jakby nie mogl mnie skojarzyć...
Podszedł widzę że przesukuje półkule żeby skojażyć fakty... Facet ok 1,8m, ze 100km może troszke nabity, ok 30lat, kiedyś może dres, teraz normalny
-Pamięta mnie Pan?
-Niee....
- A przywalił mi Pan tydzień temu w poniedziałek na płowieckiej i zwiał...
-Niemożliwe! cały tydzień jezdziła, żona, ja od dzisiaj - zaskakująco szybka riposta.
- To ciekawe, bo nawet widać że świeżo lakierowany bok Pan ma, widać ślady...
- Ja nic nie widze, gdzie widać?
- mogę? - i wysiadam, macam, świeżuteńko po polerce
- O tu - mówię- wgniecenie żle wyszpachlowane, lakier śliski, jak wczoraj wypolerowany, zderzak źle spasowany...
- Niemożliwe!
Wsiadam do auta, i mówię: Minimalnie się w numerach pomyliłem, ale od razu Pana poznałem.
Powiedziałem mu jeszcze że ja go o nic nie oskrażam, Policja przyjedzie i sprawdzi, rzeczoznawca obejży i będzie jasne...
Coś tam jeszcze gadał że niemozliwe. a na koniec jakby mi chciał pogrozić:
-Lepiej żeby to się okazała pomyłka
Pojechałem do firmy, zadzwoniłęm na WRD do prowadzącego - podałem poprawne numery. Dzisiaj zadzwonie co i jak.
CIEKAWOSTKA:
-Przejżdzam obok jego domu 2-4 razy dziennie.
-Odwiózł dziecko do szkoły i nie chciało mu się wjechąc do garażu podziemnego, pewnie na chwilę wchodził...
-Od tego czasu nie widziałem go ani pod domem, ani na ulicy...
