bo ja w zasadzie w sprawie tytułowej...

widzę, że rozmowa poszła w kierunku opisu sytuacji ekonomicznej Polski.
jeśli chodzi zaś o Australię, mieszkałem w Sydney 8 miesięcy, mój brat mieszkał tam 5 lat, więc kilka szczegółów.
Jak na tamte czasy (ok 10 lat temu) z wyjazdem raczej nie było problemu. Można jechać przez agencję, ale była to impreza droższa o jakieś 10 tys. Wystarczy samemu pomailować z jakimś college'm, po uiszczeniu opłaty wstępnej dostajesz pismo, z którym idziesz do ambasady, o tym, że zostaniesz przyjęty na semestr... i załatwiasz wizy, itp itd. Przez agencję kosztowało to ponad 20 tys. Ja to zrobiłem sam i wyszło mnie 11 tys. (bilety, wizy, 1 semestr w koledżu). Po przylocie idziesz do immi i składasz wniosek o "student working visa" - możesz na legalu pracować 20 h tygodniowo.
Samo życie w Australii porównywane z UK, tyle że cieplej. Zamiast w Tesco kupujesz w Coles'ie

To co mi się najbardziej podobało, to silniki v8 odpowiedniku europejskiego opla omegi czy forda scorpio (forda falcon'a, fairlane'a albo holdena commodore mz lat 90' można kupić za kilka tys AUD - powiedzmy min. 6 tys złotych

Paliwo tanie jak barszcz, o dziwo mocno rozpropagowane instalacje gazowe (wtedy nie czujesz, że paliwo cię cokolwiek kosztuje)
Oczywiście z tą pracą 20 godzin w tygodniu to ściema. Większość pracodawców zatrudnia oficjalnie na 20 godzin, ale można pracować więcej. Jeżeli nawet trafisz na służbistę, to pracujesz u niego oficjalne 20 godzin, a w innym miejscu kolejne 20 (też na legalu

)
pojawił się wyżej wątek godziwego życia... nie jako obywatel drugiej kategorii etc... Jeśli o to chodzi, jest tam tak samo jak wszędzie. Mimo, że w Sydney mieszają się wszystkie nacje świata, wszyscy spoza Commonwelth'u i US&A są traktowani jak wyrobnicy i obywatele drugiej kategorii. Mimo, że wszyscy są szczęśliwi, uśmiechnięci, uprzejmi... mają innych w dupie. Nie ma się co oszukiwać. Najgorzej trafić tam na Polaka, pełno było hien, które próbowały zarobić na Polakach, którzy nie szprechają po angielsku - ale to też chyba wszędzie. A indochiny to 25%-30% populacji (z tymże tam tajskie żarcie jest naprawdę tajskie - pycha)
A poza tym super - pogoda, krajobrazy, knajpy, nocne życie, zarobki, fury, drogi, owoce morza etc. Polecam na rok, max dwa - ja nie wytrzymałem nawet roku

ale ja chyba jakiś inny jestem... Polskę kocham
tak nas powrócisz cudem na ojczyzny łono tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych szeroko nad błękitnem Niemnem rozciągnionych. Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem pozłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała