 |
Specjalista |
Posty: 2903
|
Skoro odkurzyliście temat, to dorzucę dwa artykuły przed archiwizacją
Polacy w UK na potęgę oszukują Anglików?
"Przegląd" udowadnia dziś, że Polak potrafi. Podobno nasi rodacy słyną już w UK ze szwindli i kombinowania. Ale z drugiej strony - czy w Polsce postępują inaczej? Jak mówią imigranci z Polski w Wielkiej Brytanii, Polak zawsze sobie poradzi. Skoro radzi sobie w Polsce, nie zginie i za granicą. Gdzie urzędy i firmy są żenująco łatwowierne, nikt niczego nie sprawdza, każdy każdemu ufa.
W Polsce tak nie ma - tu nikt nie ufa nikomu, a każdy urząd traktuje petenta jako potencjalnego oszusta. Ale i tu prąd można podłączyć "na lewo" - podobnie gaz, choć czasem ktoś przy tym zginie, albo coś wysadzi. Zaś abonament radiowo-telewizyjny to już w ogóle "płacą tylko frajerzy".
Bezpłatne podłącznie sobie kablówki to dla domorosłego "fachowca" żaden problem. Telewizyjne kampanie, że "kradzież sygnału TV jest przestępstwem", są przecież dla frajerów. Podobnie zakaz parkowania na miejscach dla niepełnosprawnych, palenia ognisk w lesie czy wyprowadzania psów bez kagańca. Polak wie lepiej. To Polak ocenia, czy prawo jest dla niego, czy dla frajerów.
Z reguły dla frajerów. I trudno się dziwić, że taki stosunek do prawa rozkwita na chwilowej, zarobkowej emigracji - gdzie dziwaczna kultura nakazuje ludziom ufać. Dla naszych rodaków jest to niestrzeżony ogród, pełen złotych jabłek. W którym i tak są na chwilę, więc "jeśli dają, trzeba brać".
A dają na przykład możliwość wielomiesięcznego niepłacenia za gaz, prąd i wodę. Wystarczy podając dane osoby, na którą będą wystawiane faktury, zmienić jedną literę. Oficjalnie rachunki przychodzą na kogo innego. Więc po co je płacić. Tylko frajer by nie skorzystał. Śmierć frajerom.
Podobnie z telewizją. Po co w ogóle rejestrować telewizor? W Polsce, na przykład, wystarczy go na poczcie wyrejestrować - i już się abonamentu nie płaci. Płacą frajerzy. Śmierć frajerom.
Sęk w tym, że angielski system rachunkowy jest dla Polaka albo z przyszłości, albo z przeszłości. Opiera się na zaufaniu. I trosce o człowieka. Za niezapłacone rachunki nikt prądu czy gazu nie odłączy. Nie trzeba - jak w Polsce - siedzieć o świeczce i w zimnie. A gdy dług urośnie, wystarczy się przeprowadzić. I urzędy ścigają ducha: osobę, która przez zmienioną literę w nazwisku w praktyce nie istnieje.
A ponieważ nowi imigranci i tak często wynajmują mieszkania na papiery starych - którzy od dawna są już w Polsce - Zjednoczone Królestwo jest wobec Polaków bezradne. Szukaj wiatru w polu. Polak lubi mieszkać ładnie - a świeżemu przybyszowi nikt nic ładnego nie wynajmie. Więc Polak wynajmuje na nazwisko i papiery imigranta starego. Rączka rączkę myje. Śmierć frajerom.
Jak się okazuje, istną plagą wśród Polaków w UK są kradzieże telefonów. Giną nagminnie - i to tuż po zawarciu umowy. To się robi tak: zawiera się umowę, nową komórkę ubezpiecza, a potem zgłasza jej kradzież. Wystarczy trochę dopłacić - i w ramach ubezpieczenia dostaje się inną, o wiele lepszą. Oczywiście te rzekomo "skradzione" aparaty sprzedaje się potem w Polsce. Jak dają, trzeba brać.
Polacy zawierają też w Anglii po kilka umów z różnymi operatorami, u pośredników. Potem wracają do Polski - a telefony idą na Allegro. Tyle że nowi imigranci już tak łatwo umów nie zawrą. Operatorom na widok Polaka zapala się lampka ostrzegawcza. Ale co tam. Śmierć frajerom.
Kiedyś opowiadano o pewnym Polaku z Chicago, który dzwonił jakoby do Polski z automatu przy pomocy ćwierćdolarówki zawieszonej na nitce. Jak widzimy, nie był to kres polskiej pomysłowości. Polacy wyłudzają zasiłki, nie płacą rachunków, podają fałszywe dane, oszukują na umowach.
A przede wszystkim bez najmniejszych skrupułów wykorzystują wszelkie "luki" w prawach i regulaminach, czyli miejsca obliczone na uczciwość i dobrą wolę. Zaufanie, którym w UK urzędy obdarzają klienta, to dla Polaka prawdziwe eldorado. Często konsekwencje tego ponoszą Polacy uczciwi - nie ze strachu, że ktoś ich nakryje, ale po prostu z zasady. Może jest ich nawet większość. Ale nikt już w to nie uwierzy.
Atmosfera wokół Polaków w Anglii, jak pisaliśmy niejednokrotnie, nie jest najciekawsza. Nie wszyscy "tubylcy" doceniają przyspieszone korepetycje z polskiej operatywności, jakie od naszych rodaków otrzymują.
Cóż się więc stało? Czy tradycyjną polską dewizę "Bóg, Honor, Ojczyzna" zastąpiło Śmierć frajerom? A może ta druga stanowi po prostu wolny przekład tej pierwszej?
źródło:
http://www.pardon.pl/artykul/5921/polac ... a_anglikow
"The Sun" zmanipulował tekst o polskiej nieuczciwości.
Gazeta "The Sun" przedstawia artykuł z polskiego tygodnika "Przegląd" jako poradnik o tym, jak Polacy wybierający się na Wyspy mogą bezkarnie łamać brytyjskie prawo. Autor tekstu z "Przeglądu" mówi wprost: To manipulacja brukowca! O sprawie pisze serwis goniec.com.
Dziennikarze "The Sun" ogłaszają, że wytropili w polskiej prasie artykuł będący swego rodzaju kompendium, którego głównym zadaniem jest poinstruowanie naszych rodaków, jak skutecznie omijać brytyjskie prawo lub co gorsza, jak je łamać, nie ponosząc przy tym konsekwencji.
Zdaniem brytyjskiego dziennika, autor artykułu w "Przeglądzie" sugeruje między innymi, żeby w momencie, kiedy podpiszemy już umowę o wynajem mieszkania, przestać za nie płacić. Zanim dojdzie do eksmisji, minie przynajmniej kilka miesięcy. W tym czasie możemy podnajmować pokoje i w ten sposób osiągać niezłe dochody.
Inny sposób na dodatkowy dochód to zgłoszenie na policję kradzieży telefonu komórkowego. Kiedy dostaniemy już odszkodowanie za utracone dobro, komórkę możemy odsprzedać w Polsce. Angielska gazeta cytuje nawet wypowiedź Polaka, który śmieje się, że większość telefonów w jego kraju rodzinnym pochodzi od "okradzionych" w ten sposób na Wyspach Polaków.
Michał Opolski - współpracownik "Przeglądu", autor artykułu "Angielski numer po polsku" mówi stanowczo, że jego tekst w żadnym wypadku nie zawiera porad, jak omijać czy łamać brytyjskie przepisy. - Jest jedynie opisem rzeczywistości, polskiego cwaniactwa, które w brytyjskim prawie zawsze odnajdzie jakieś luki i je wykorzysta. W moim tekście wszystkie sposoby na omijanie brytyjskich przepisów są cytatami z moich rozmówców. Niczego nie radzę, tylko pokazuję i piętnuję takie zachowania - tłumaczy.
- Znalazłem się w samym centrum paranoicznego wymysłu brukowca. Mam wrażenie, że "The Sun" specjalnie przedstawia mój tekst jako poradnik, żeby rzucić cień na Polaków i polskie media. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością ani z prawdziwym przesłaniem mojego artykułu - dodaje Opolski.
Tymczasem afera z rzekomym poradnikiem robi się coraz większa. Artykuły przedstawiające go w podobnym świetle pojawiły się w innych brytyjskich tytułach. Głos zabrał także sir Andrew Green, szef organizacji Migration Watch UK, a nawet członek brytyjskiego parlamentu Stephen Williams z Partii Liberalno-Demokratycznej. Politycy wykorzystują aferę do swoich celów.
- Takie zjawiska podrywają wiarę naszych obywateli w Unię Europejską - grzmi Williams.
Autor tekstu z "Przeglądu" jest zniesmaczony. - To nie ma nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem. Oczywiście wyślę do redakcji "The Sun" sprostowanie, ale szczerze watpię, czy w ogóle zwrócą na nie uwagę - mówi Opolski.
żródło:
http://wiadomosci.onet.pl/1811915,28350 ... osceu.html
_________________ "Przemilczenia dzielą bardziej niż nieobecność"
|
|